Animacja powoli wypiera film

Animacja powoli wypiera film

Aktor jest drogi. Kapryśny. Nie zawsze jest miły, czasem się nie myje i zdarza mu się spóźniać. Każde ujęcie wymaga kilkuset dubli, a on się jeszcze w tekście myli. A gdyby go tak zastąpić grafikiem…?

Bądź raczej całym sztabem grafików i programistów. Oni co prawda też nie zawsze się myją i niekoniecznie bywają mili, ale to koniec końców nie ma większego znaczenia. Liczy się to, co specjaliści w dziedzinie animacji potrafią stworzyć. Na przestrzeni ostatnich lat udowodnili, że potrafią w przekonujący sposób nie tylko odwzorować wszelkie efekty specjalne, jakie tylko przyjdą nam na myśl – od wybuchów w przestrzeni kosmicznej, aż do rozstępującej się ziemi i ogromnych tsunami – ale i krajobrazy, otoczenie, zwierzęta… i ludzi.

Więc czemu by nie zlecić grafikowi zaprojektowania i odtworzenia danej postaci, zamiast szukać aktora, który mógłby ją zagrać? Animacja nie potrzebuje Snickersa, bo nie gwiazdorzy – a nawet jeśli, to tylko do momentu uruchomienia debuggera. Nie potrzebuje sztabu wizażystów i stylistów. Nie spóźnia się, nie śmierdzi, nie żąda przerw i nie zawyża stawek. Nie trzeba robić dubli – wystarczy wprowadzić w animacji drobne zmiany. Nie trzeba przeprowadzać castingów i szukać tej idealnej do danej roli osoby, bo… można ją stworzyć. Od tuszy i koloru skóry, aż po zestaw ruchów ciała i mimiki twarzy. Raz stworzoną postać można natomiast nie tylko wielokrotnie wykorzystać, ale i przerobić na wiele sposobów.

A gdyby tak tworzone w ten sposób postaci gromadzić w wirtualnej bazie? Dowolnie kreować, umieszczać na liście, a gdy stworzona postać się spodoba – udostępniać twórcom na potrzeby filmu? Zupełnie tak, jak teraz szuka się i zatrudnia aktorów. Z tym wyjątkiem, że łatwiej i taniej jest wpisać odpowiednie parametry w okienku wyszukiwania, niż przeprowadzać długie i nużące castingi.

Niemożliwe staje się możliwe

Jeśli ta wizja wydaje Ci się nierealna i niemożliwa do zrealizowania, to muszę Cię zmartwić – to powoli już się dzieje. Największe wrażenie pod tym względem wywarł na mnie jak dotąd Beowulf – oglądając niektóre sceny nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że widzę na ekranie prawdziwych aktorów, a nie animację. Całemu obrazowi do realizmu wiele jeszcze brakowało, ale… wiecie, że ten film ma już prawie 7 lat? Został zrealizowany przy pomocy technologii motion capture, polegającej na przechwytywaniu ruchów aktora za pomocą umieszczonych na jego ciele czujników. W ten sam sposób stworzona została postać Golluma we Władcy Pierścieni, Na’vi w Avatarze oraz postaci w wielu grach komputerowych, jak choćby Lara Croft w Tomb Raider.

Swoją drogą, jeśli o grach mowa – zauważyliście kiedyś, jak bardzo są do siebie podobne niektóre bijatyki pod względem ruchu, jaki wykonują bohaterowie? To właśnie przez ponowne użycie w innej grze tej samej sekwencji ruchów, raz uzyskanej w sesji motion capture. W przypadku gier jest to popularną praktyką już od wielu lat, dlaczego więc to samo miałoby nie stać się w przypadku filmów?

Akurat motion capture nie wyklucza całkowicie aktorów, ale to nie jedyna metoda animacji. Wszyscy oglądaliśmy Shreka – choć w tworzeniu tej produkcji nie brali udziału aktorzy, to animacja stała na bardzo wysokim poziomie. Wiecie, że przy użyciu specjalnego oprogramowania, twórcom udało się w pewnym momencie uzyskać tak realny obraz Fiony, że byli zmuszeni zrezygnować z niektórych ulepszeń, by jej postać pasowała do bajkowego, animowanego klimatu filmu? Kiedy następnym razem będziecie oglądać Shreka, koniecznie zwróćcie uwagę na animację twarzy bohaterów – jak wiernie potrafią oddać niektóre emocje oraz jak realistycznie poruszają się ich mięśnie twarzy. Przyjrzyjcie się, jak zależnie od oświetlenia wygląda skóra i oczy bohaterów. A to wszystko bez jakiegokolwiek udziału aktorów.

Najbardziej autentyczna animacja

Przy czym znów mówimy o filmie, który powstał… 13 lat temu! Już wtedy udało się, bez użycia motion capture, osiągnąć całkiem realistyczne animowane postacie, a w międzyczasie techniki animacji zdążyły się bardzo rozwinąć. Wystarczy rzucić okiem na jeden z ostatnich wpisów Pawła o odróżnianiu gry od rzeczywistości, w którym udowodnił, że screeny z gry mogą zostać uznane za prawdziwe zdjęcia, a niespełna rok temu, bo w marcu 2013, zaprezentowano uważaną za najbardziej realistyczną jak dotąd animację twarzy generowaną w czasie rzeczywistym, jaką udało się stworzyć. Choć animacja ta nie jest jeszcze idealna, to trzeba przyznać – robi ogromne wrażenie i naprawdę niewiele brakuje jej, by mogła zostać uznana za rzeczywistość i skutecznie zastąpiła prawdziwego człowieka.

Zastąpienie aktorów animacją nie jest czymś, co ma szansę stać się rzeczywistością w ciągu najbliższych kilku lat – animacje ciągle nie są doskonałe, wymagają sztabu specjalistów, pochłaniają mnóstwo czasu i ich tworzenie generuje ogromne koszty. Jednak cały czas się to zmienia – technika idzie do przodu, koszta stopniowo maleją, więcej i lepsze animacje są tworzone. Gdy oprogramowanie będzie wystarczająco rozwinięte i będziemy w stanie wygenerować realistyczną, animowaną ludzką postać – nie pozostaje wtedy twórcom filmów nic innego, jak czekać na to, aż praca grafika będzie tańsza od gaży aktora. A jeśli postaci na kinowym ekranie do złudzenia będą przypominać ludzi, być może nawet prawdziwych aktorów, którzy będą jedynie użyczali swojego wizerunku (niemalże jak w Beowulfie) – to czy istnieje jakikolwiek powód, dla którego aktor nie miałby zostać zastąpiony animacją?

Dodaj komentarz