Ze smętnie zwisającymi, płaskimi piersiami kobietom bardzo trudno jest się pogodzić. Czy można się temu jednak dziwić? Biust traktowany jest jako atrybut kobiecości i wabik na mężczyzn, toteż każda z nas chciałaby, by jej skarby przez całe życie wyglądały tak, jak wówczas gdy miała 20 lat. Niestety, siła ciążenia nas nie oszczędza i jedyne co w wieku 40 czy 50 lat nadaje kształt naszym piersiom to biustonosz. Być może jednak, dzięki najnowszym osiągnięciom chirurgii plastycznej, już wkrótce będziemy mogły zapomnieć i o opadających piersiach, i o noszeniu staników. Jakim cudem? Dzięki czemuś co nazywa się Breform.
Breform to podskórny biustonosz, który na stałe nadaje piersiom pożądany kształt i podnosi je do góry. Bez konieczności poprawek, bez silikonowych wkładek, bez noszenia zwykłego stanika. To bieliźniane cudo wymyślił chirurg plastyczny z Afryki Południowej. Jego działanie polega na wszczepieniu pod skórę poliestrowej siateczki w kształcie stożka, która staje się niewidocznym i, co nie mniej ważne, niezużywającym się podtrzymywaczem biustu. W tym miejscu dodać jeszcze trzeba, że choć operacja wszczepienia Breform’u, podobnie jak klasyczna operacja powiększania biustu, pozostawia blizny, jej przewaga polega na tym, że skóra z czasem nie wiotczeje i zabiegu nie trzeba powtarzać jeśli chce się utrzymać pożądany efekt. Brzmi pięknie, prawda? Ile w tych cudownych obietnicach faktów tak naprawdę okaże się dopiero za kilkanaście lat, gdy autentycznie będzie można powiedzieć coś na temat długofalowości działania siateczki i wyglądu zoperowanych w ten sposób piersi.
Jak dotąd, czyli na przestrzeni czterech i pół lat, na zabieg, który trwa około czterech godzin i w Wielkiej Brytanii kosztuje 6 tys. funtów, na całym świecie skusiło się 600 kobiet. Podobno żadna z pań, które podjęły ryzyko wszczepienia siateczki, nie zaobserwowała u siebie żadnych powikłań, jednak, zdaniem brytyjskich ekspertów, o tym czy Breform jest całkowicie bezpieczny i nie powoduje żadnych chorób będzie można mówić dopiero po około 10 latach. Same zainteresowane zastanawiają się jednak jeszcze nad innymi kwestiami – czy siateczkę można wyczuć dłonią i w jaki sposób zachowuje się ona podczas ciąży, kiedy piersi rosną, a maluch krzykiem domaga się karmienia.
Choć obietnica odzyskania jędrnych, kształtnych piersi z młodości wydaje się bardzo kusząca, zdjęcia wykonane przed i po zabiegu mocno przemawiają do wyobraźni (ja też, ja też bym tak chciała!), a opinie pacjentów na oficjalnej stronie Breform brzmią jak bajka o złotej rybce (tylko kto jeszcze wierzy, że na stronie reklamującej produkt opinie pochodzą tak naprawdę od klientów?!). Na forach internetowych zamiast pełnych rozmarzenia ochów i achów dają się jednak słyszeć głosy wyrażające obawy i obrzydzenie. “Rany, bardzo dziękuję za “wrastanie siatki w skórę”, fuj!”; “To pewnie jest na stałe tak w ogóle. A jak komuś się odwidzi to co? Skoro to wrasta w skórę to nie można tego pewnie później nawet usunąć.”; “Bała bym się potem dotknąć”; “Okropieństwo, to wygląda jak opatrunek piersi, tyle że na stałe, a fu!” – to przykładowe opinie Polek.
Skąd wśród polskich kobiet taka niechęć do tej rewelacji w dziedzinie chirurgii plastycznej? Być może to dziedziczony z dziada pradziada narodowy konserwatyzm, a może po prostu głos rozsądku, który każe nam myśleć nie tylko o zachwytach panów i estetycznym wyglądzie naszych skarbów, ale również o zdrowiu i przyszłości, w której chcemy założyć rodzinę, i chcemy mieć potomstwo. Czas rozsądzi.